Montujemy drapak dla kota

Montujemy drapak dla kota 1

Dla osoby z doświadczeniem – kocim i montażowym – złożenie drapaka dla kota to 5, góra 15 minut roboty. Dla nas, maluchów, była to prawdziwa droga przez mękę, trwająca dobrych parę godzin. Dla usprawiedliwienia – z koniecznymi, choć szalonymi przerwami.

Zaczęło się od wniesienia wielkich kartonów na drugie piętro. Nie dało się, trzeba było przenosić partiami. Po rozłożeniu elementów na podłodze i rzuceniu okiem na instrukcję przypominającą rysunek techniczny mostu Golden Bridge przychodzi pierwsza myśl: Tego się nie da złożyć! A już na pewno nie w czasie krótszym niż trzy miesiące!

Okej, policzyliśmy z Lucky’m wszystkie elementy, pogrupowaliśmy śrubki według legendy z instrukcji. Na razie się zgadza. Początek też był niezły – zaczęliśmy od podstawy, od kroków 1,2,3 z rysunku. I tu już zaczęły się schody. Najwyraźniej za długo z tym się cackałem, Lucky zaczął się nudzić, atakować elementy z wystającymi jeszcze od góry śrubami, a samy śrubkami turlać po podłodze. Ciężko zmontować drapak dla kota, dwiema rękami skręcając elementy, jedną nogą trzymając instrukcję, a drugą – odganiając kota.

Gdzieś tak w połowie tej wieży, kociego pałacu przyszedł prawdziwy kryzys. Utknęliśmy. Przeskoczyłem kilka kroków z instrukcji i to był był. Trzeba było część rozmontować i wrócić niemalże do parteru. Nie da rady, trzeba lecieć po jakiś słodki batonik dla ukojenia nerwów. Po powrocie ze sklepu ze zdziwieniem zauważyłem, że zniknęły cztery śrubki typu „E” (wedle legendy w instrukcji miało ich być pięć). Niemożliwe, przecież po rozpakowaniu dokładnie wszystko przeliczyłem, czy się zgadza i pouukładałem w osobne kupki. Podejrzenie padło oczywiście na kota.

Gdzieś je poturlał! Pod szafę, wyniósł do innego pokoju, zdematerializował je, jak to kot. Spędziłem chyba godzinę na klęczkach, z latarką, zaglądając w każdy kąt 25-metrowego pokoju. Nie ma! Koniec, Lucky na własne życie zmarnował sobie życie i szanse na hasanie i relaksowanie się na drapaku marki premium! Po półgodzinnej medytacji uznałem, że należy zapoznać się z instrukcją, może te śrubki łączą jakieś nieistotne elementy, które można by pominąć. Po półgodzinnym analizowaniu rysunku okazało się, że śrubka typu „E” użyta jest… tylko raz! Nie było ich pięć, tylko jedna! W instrukcji źle zapisali, ja źle policzyłem, koniec końców straciliśmy co najmniej godzinę, jeśli nie dwie. Na dodatek biednego kota niesłusznie posądziłem o kradzież śrubek.

Dalej poszło już gładko, do momentu kiedy podniosłem wieńczącą konstrukcję budkę. Jakoś dziwnie ciężka mi się wydała i coś się w niej telepało? Tak, tym razem Lucky znudził się już na całego i… poszedł sobie spać do leżącej na podłodze budki.

W końcu, po trudach i znojach, z potem spływającym z pleców (w zasadzie spływającym zewsząd), z rękami zdrętwiałymi budowlę ukończyliśmy! Patrzyłem z dumą na nasze wspólne dzieło, czekając kiedy Lucky opanuje drapak i wyrazi swój podziw i wdzięczność za taki prezent.

Trochę się naczekałem. W końcu wskoczył, zaintrygowany futrzastym bąbielkiem. Pobawił się i… wrócił do swojego wygryzionego, rozwalonego kartonika.

Człowiek się męczy, traci nerwy i wolną sobotę, a kot łaskawie oceni i… uzna, że drapak może na razie poczekać. Taka to jest kocia wdzięczność 😉

© Copyright 2020 by Kocia Kołyska

Scroll to Top
Scroll to Top